I w pewnym momencie pojawia się marzenie o budowie domu. Z całego szumu przeróżnych pomysłów na życie wyłania się jeden pomysł, który być może nigdy wcześniej nie był brany pod uwagę. A może to było coś, co zawsze towarzyszyło najróżniejszym wyborom? Pojawia się jednak pytanie: jak wybudować dom i nie zepsuć przy okazji relacji z najbliższym człowiekiem?

Bywa różnie. Czasem marzymy o stworzeniu domu od lat i wiemy, że pewnego dnia to nastąpi. Czasem, tak jak to było w naszym przypadku, marzenie powstanie nagle. Tak nagle, że nikt, nawet najbliżsi nie wierzą, że naprawdę się tego pragnie. Bez względu na to, jak projekt – dom powstał, budowa domu to wielkie przedsięwzięcie. Potężny projekt, który wpływa na absolutnie każdy aspekt życia. Dziś chcielibyśmy Wam przedstawić mały kawałeczek naszej historii. Za nami bardzo intensywne lata. W marcu 2017 roku zaczęliśmy pracę z fundamentami, a dziś możemy Wam pokazywać nasze wymarzone wnętrza na instagramie. W trakcie tych lat nie tylko powstał nasz dom, ale też urodziło się nasze trzecie dziecko. Pracowaliśmy bardzo intensywnie, przeżywaliśmy mnóstwo przeróżnych emocji, podejmowaliśmy tysiące mniejszych i większych decyzji. Działo się tak wiele, że trudno mi dziś uwierzyć w to, że to wszystko już za nami.

Niedawno wykorzystaliśmy chwilę ciszy i spisaliśmy 4 rzeczy, które pomogły nam przetrwać tę budowę domu. Ten czas może być czasem wielu kłótni, konfliktów, walk o swoje zdanie, a nawet rywalizacji i chęci postawienia na swoim za wszelką cenę. Czasem może być bardzo trudno przetrwać taki okres w życiu – są przecież kwestie finansowe, różnice zdań, przeszkody po drodze i mnóstwo stresów. Dobrze jednak byłoby nie tylko przeżyć ten czas, ale też zadbać o to, aby tworzenie swojego miejsca na ziemi było czymś, co zbliża i daje ogromne szczęście. Pomimo tych wszystkich stresujących sytuacji.

Jak wybudować dom i nie zwariować?

W wersji optymistycznej budowa domu ma być największym szczęściem rodziny, zwieńczeniem marzeń i wspaniałą zapłatą za ciężką pracę. Wyobrażamy sobie taką rodzinę, która przeprowadza się do miejsca, o którym tak długo i tak intensywnie myślała. Są radośni, szczęśliwi, nie mogą wprost uwierzyć w to, że wreszcie to się dzieje. Niestety często rzeczywistość jest zupełnie inna. Może być zmęczenie. Może być niezadowolenie. Złość, która kryje się w każdym z domowników dlatego, że minione miesiące i tygodnie były czasem walki na śmierć i życie. Może pretensje? Może niedopowiedzenia?

Nawet jeśli budowa domu nie wygląda jak na razie jak pląsanie po chmurce i beztroski odpoczynek, możemy zrobić wiele, aby zadbać przede wszystkim o siebie. Jeśli już działamy i budujemy dom, prawdopodobnie w końcu zrealizujemy ten cel i zamkniemy temat. Prędzej czy później będzie po sprawie. W całym tym projekcie chodzi jednak o coś więcej: kim jako para będziemy PO zakończeniu prac.

Doskonałe planowanie, czyli jak wybudować dom w praktyce

Brak planowania jest planowaniem porażki. Mówi się również, że 10 minut planowania to godzina zaoszczędzona. W przypadku budowania domu ta zasada jest widoczna gołym okiem. Mój mąż spędził mnóstwo czasu nad planowaniem tego, jak ułożyć poszczególne aspekty całej budowy. Zaczęło się od spraw związanych z działką, planem domu, finansowaniem, zamawianiem materiałów czy umawianiem ekip. Pamiętam wiele wieczorów, które spędziliśmy pod znakiem tego, co kiedy, gdzie i jak ma się wydarzyć.

Warto poświęcić naprawdę dużo czasu na organizowanie wszystkiego (dosłownie!), co związane jest z budową. Często jest tak, że zbyt późne zamówienie czegoś przesunie nawet o parę miesięcy pracę ekipy budowlanej (która już biegnie realizować zupełnie inne zlecenie).

Jak to wpływa na związek? Z jednej strony powstaje coś w rodzaju poczucia bezpieczeństwa. Gdy mamy wiele rzeczy zaplanowanych, jesteśmy w stanie mniej więcej określić, czego możemy się spodziewać. Mamy mniejsze pole do zaskoczeń czy nadprogramowych wydatków. Znika stresująca atmosfera, która bardzo często jest zapalnikiem w kłótniach i prowadzi do wielkich awantur. Jeśli jest planowanie, każdy wie, co ma robić i ma świadomość tego, że druga strona jest też zaangażowana w swoje działania.

Podział ról

Praca nad budową marzeń jest dla wielu osób cudownym i inspirującym projektem. W końcu możemy spróbować zrealizować te wszystkie pomysły, które mieliśmy w głowie. W naszym przypadku dużym ułatwieniem było to, że mamy podobny gust i podobają nam się te same rzeczy (np. styl rustykalny). Mimo tego postanowiliśmy podzielić się strefami wpływów 🙂 Już na etapie projektowania domu umówiliśmy się, że mój mąż będzie miał ostatnie zdanie na temat bryły domu, rozkładu pomieszczeń, projektu i ogrodu. Ja natomiast mam decydujące zdanie na temat wnętrz. W praktyce wyglądało to bardzo dobrze. Mirek zajmował się projektem, poznał moje preferencje (np. konieczne biuro, koniecznie spiżarnia przy kuchni, koniecznie ogród zimowy, koniecznie miejsce na dużą biblioteczkę). Moje potrzeby zostały uwzględnione w planie, ale tak naprawdę nie musiałam nad nim siedzieć. M. dzięki temu miał duże pole do popisu, zrealizował swoje pomysły i mógł się wykazać 😉 W przypadku wnętrz jest podobnie. Nawet jeśli M. wybiera daną rzecz, to ja ostatecznie podejmuję decyzję, czy ona będzie miała u nas dom czy nie. Dlatego na przykład musieliśmy oddać sofę, którą pokochał mój mąż – było stanowcze veto z mojej strony. Na szczęście Mirek szybko znalazł zamiennik. I podobnie – mój ogródek warzywny powstanie tam, gdzie zdecyduje M.

Jak to wpływa na związek? Przede wszystkim każdy ma swoje pole działania. Każdy ma władzę absolutną i może spełnić swoje marzenia. Zasada jest jedna: podejmowanie decyzji, ale tak, aby zadbać o potrzeby drugiej strony. Dzięki temu możemy troszkę uwolni kreatywność, pozwolić sobie na pójście za głosem serca. Warto tutaj zastanowić się przede wszystkim nad tym, które miejsce, przestrzeń, część projektu jest dla nas ważna na tyle, że chcemy tej władzy absolutnej. Dla mnie ważny jest ogródek, ale nie ma znaczenia dla mnie to, w której części działki on powstanie. Dla M. to jest kluczowe, bo nasz ogród został przez niego zaplanowany w każdym calu. Podobnie – ja wiedziałam, że kuchnia to musi być dokładnie to, co sobie wyobraziłam. Mirek po prostu chciał mieć kuchnię 😉

Zamiast rywalizacji kibicowanie

Łatwo jest wpaść w sidła rywalizacji i rozliczać się z tego, co kto zrobił i czy ktoś zrobił więcej czy mniej. Pojawiają się wtedy pretensje i niezadowolenie, a w rezultacie realizacja całego projektu może się opóźniać. Dla nas jasny był i nadal jest cel – dom. To znaczy, że liczy się efekt, zrobienie kolejnego kroku. Czasem wiązało się to z tym, że to M. musiał coś załatwić w czasie przerwy na obiad, a czasem ja biegłam z dokumentami do urzędu z moim ogromnym brzuszkiem lub maluszkiem w chuście. Zasada podstawowa jest taka, że robimy, co tylko jesteśmy w stanie zrobić w tym momencie – bez zastanawiania się nad tym, czy aby na pewno dzielimy się tymi zadaniami po równo. Dzisiaj wiem, że będziemy wieczorem pracować. Ja zajmę się moimi kursami i pracą przy komputerze, a Mirek w tym czasie złoży komodę do biura. Lub bardziej prozaicznie – kiedy M. usypia dzieci, ja sprzątam dom tam, gdzie jest to potrzebne. Działania – razem. Odpoczynek – razem.

Jak to wpływa na związek? Przede wszystkim jest to cudowne wrażenie, że jedziemy razem na jednym wózku. Kiedy natomiast zaczynamy się rozliczać z wykonanych zadań, to po prostu przestaje być zabawne. W związku nie chodzi o to, aby wykonywać dokładnie taką samą ilość zadań, ale raczej o to, aby być w podobny sposób zaangażowanym w realizację wspólnego celu. Zaangażowanie może przejawiać się w różny sposób i to buduję więź oraz sprawia, że tworzy się wspólny cel.

„Czy żałowalibyśmy, gdybyśmy tego nie zrobili”

Pytanie podstawowe, które pojawiało się zawsze wtedy, gdy musieliśmy znów przyjrzeć się budżetowi i podjąć decyzje o tym, czy realizujemy jakiś punkt projektu. Mieliśmy wiele takich rozmów – przy ogrodzie zimowym, który okazał się dość dużą inwestycją, przy pompie ciepła, rekuperacji, czy elementach wnętrza, z których dziś jesteśmy najbardziej dumni. Pamiętam rozmowę o naszym stole, o którym marzyłam kilka lat. Pamiętam też rozmowę o drzwiach od stodoły, które były dla nas numerem jeden w salonie. Gdy podczas takich rozmów odpowiedź na pytanie jest twierdząca, realizujemy plan, walczymy, dajemy z siebie wszystko. I tak znaleźliśmy stolarza, który zrobił dla nas stół w cenie o wiele, wiele bardziej atrakcyjnej niż inny stolarz. Albo zdecydowaliśmy się na troszkę większy kredyt po to, aby mieć bardziej ekologiczny dom. Konieczne było na przykład realizowanie zleceń, aby zarobić dodatkowo na coś, co miało być częścią domu marzeń. Rozwiązań jest bardzo wiele.

Takie pytanie warto sobie zadawać i przede wszystkim wyciągać z niego wnioski. Jeśli któraś ze stron chce widzieć w swoim domu coś, co wymaga inwestycji czy po prostu zaangażowania, dobrze jest wziąć pod uwagę taką informację. Może uda się daną rzecz zrealizować własnoręcznie? Poszukać innego wykonawcę? Poszukać możliwości zarobienia pieniędzy na dany cel?

Jak to wpływa na związek? Dla mnie osobiście takie rozmowy są czymś, co mnie uspokaja. To pytanie daje mi poczucie, że moje potrzeby są brane poważnie pod uwagę i wspólnie szukamy opcji na realizowanie, nawet wymyślnych, planów. Kiedy słyszę od Mirka „Będziemy żałować, że tego nie zrobiliśmy?”, wiem, że nawet szaleństwo, ale moje, nasze, jest istotne. I co ciekawe, nawet, gdy danej rzeczy się nie zrobi (Mirek – zawsze będę marzyć o domowej siłowni!), zostaje w głowie myśl, że przecież się staraliśmy. Nikt nie powiedział kategorycznego nie, nikt nie popukał się w głowę. Bardzo dobrze robi to samopoczuciu.

Realizacja domu marzeń jest wspaniałym doświadczeniem – mówię to bardzo poważnie! To wszystko z czym się zmagamy, te papierzyska, dokumenty, setki nowych informacji, rozmowy, rozważania sprawiają, że w pewnym momencie staniemy na środku swojej własnej kuchni i uświadomimy sobie, że hej! przecież już tu jesteśmy! O to warto powalczyć. Bez względu jednak na piękno całego projektu, ważniejsze jest coś innego. Nie śliczne ściany i meble. Nie książki ułożone kolorystycznie na regale. Nie nowe łóżko i pachnąca świeżością łazienka. Ważne jest to, kto stworzy atmosferę domu, kto codziennie będzie wypijał kawę na tarasie czy co wieczór zasypiał w nowym miejscu. Czy jest sens budować dom za wszelką cenę, na przykład za cenę związku? Raczej nie. Można natomiast zrobić bardzo dużo, żeby to była przygoda a nie dramat ❤ Warto zadać sobie pytanie o to, jak wybudować dom, a następnie działać dla relacji a nie pomimo relacji.

Posłuchaj podcastu Jak wybudować dom i nie zniszczyć związku?

Komentarz

  1. Remonty generalne, remonty małe, czy o zgrozo budowa domu, to nie dla mnie. Ostatnio moja nieżona wymyśliła sobie, że koniecznie potrzebuje okapu podszafkowego i koniecznie musimy go kupić teraz. Jeździliśmy po sklepach pół dnia, potem montowałem to drugie pół dnia. Różnicy między starym okapem a tym nowym nie widzę, a cały dzień poszedł na marne.

Dodaj komentarz