Za nami prawie 3-tygodniowa podróż samochodem do Hiszpanii. Taka podróż, której nigdy nie brałabym pod uwagę! A już tym bardziej z dziećmi! Kto o zdrowych zmysłach wybiera samochód zamiast samolotu? Po co spędzać tyle czasu w drodze? Po co męczyć siebie, dzieci? Czy w ogóle warto skazywać się na swoje towarzystwo w zamkniętej puszce samochodu przez 20 dni?

Takie wyjazdy to coś zupełnie innego niż błyskawiczna wyprawa samolotem na drugi koniec Europy. Pewnego dnia pakujemy wszystko, co potrzebne do bagażnika, zapinamy pasy i postanawiamy przez trzy tygodnie nie tylko być ze sobą, ale też być ze sobą w małej przestrzeni samochodu. Nie można wtedy uciec do pokoju, obrazić się na siebie, wyjść, aby naładować baterie cierpliwości i z nową mocą powrócić do dziecięcych konfliktów czy kolejnych kłótni o małą rzecz. Nie można też pozwolić sobie na kłótnię małżeńską – awantura w obecności dzieci? Nie ma takiej opcji! Ciche dni? W jaki sposób? Po to, aby zepsuć sobie cały wyjazd i skazić nawet najpiękniejsze widoki?

Zawsze będę zdania, że podróż samochodem zbliża tak, jak żadna inna wycieczka. Oczywiście pod warunkiem, że takiego zbliżenia chcemy. Kiedy pokonywane są długie kilometry trasy, każdy konflikt, znak zapytania, wątpliwość, foch czy niezadowolenie, powinny być rozwiązane błyskawicznie. Celem jest przecież udany wyjazd, który pomoże nam odpocząć, zregenerować siły, wykorzystać w 100% wolny czas, którego później możemy mieć jak na lekarstwo. W naszym przypadku tak właśnie było. Miniony rok był czasem niesamowicie intensywnym. Ciąża, przyjście na świat naszej córeczki, budowa domu, przeprowadzka w góry,a w tym roku przeprowadzka do nowego domu, urządzanie, mnóstwo pracy zawodowej i kolejne życiowe wyzwania. Urlop w sierpniu był czymś, co było dla nas trochę nie realne. Tak po prostu mamy zapomnieć o planach, sprawach do załatwienia, pracy? I co mamy robić? Relaksować się CAŁY DZIEŃ? To wszystko brzmi jak bajka. A jednak – odpoczywaliśmy, przemierzaliśmy kolejne miasteczka z dwójką starszaków i malutką Olenką w wózku. Robiliśmy sobie kilometrowe spacery, odwiedzaliśmy muzea i snuliśmy w międzyczasie mnóstwo planów. Znów z wyprawy przywiozłam zeszyt pełen notatek.

Dziś chcę powiedzieć Wam o tym, jak w praktyce wyglądało to nasze podróżowanie z trójką dzieci. Wielokrotnie dostawałam wiadomości na instagramie o tym, że to musi być strasznie trudne, wymagające i tak naprawdę męczące. Część z Was pisała mi, że w życiu nie zdecydowałaby się na coś takiego. Ktoś podziwiał. A ja Wam powiem jedno: podróżowanie z dziećmi, to podróżowanie z dziećmi. Jeśli chcemy w tym czasie o swoich pociechach zapomnieć, zostawmy je z dziadkami. Jeśli jednak wyjeżdżamy z dziećmi, nastawmy się, że to będzie nieco inny wyjazd niż ten w dorosłej wersji.

Co pod ręką?

Podczas dłuższych wyjazdów dzieci zwykle siedzę z tyłu – między Haną i Maksymilianem. Dzięki temu mogę przede wszystkim, dbać o to, aby każde dziecko było w tym czasie zaopiekowane. Gdy cała trójka jest z tyłu, nie jestem w stanie w wygodny sposób podawać im to, czego potrzebują. Czasem były takie momenty, że non stop musiałam przerzucać książeczki, zabawki, drobiazgi. Często też było tak, że rozmawiałam bardzo długo z Mirkiem w czasie, gdy dzieci zajmowały się sobą lub spały. Zawsze jednak byłam pewna, że mam sytuację pod kontrolą.

Pod ręką miałam zawsze:

  • książeczki – znalazł się jakiś komiks (który czytałam i dzięki któremu do dziś wszyscy śmieją się z mojej interpretacji dźwięków lasera), książki naklejanki (np. z Lego – 500 naklejek zrobiło furorę), książka do czytania i książki obrazkowe do przeglądania sekwencji różnych wydarzeń (lubimy bardzo np. Rok na wsi)
  • tablet – furorę u nas robi audiobook nagrany przez Edytę Jungowską – oczywiście Dzieci z Bullerbyn. Oczywiście też zabraliśmy kilka bajek – kupiłam między innymi wspaniałą bajkę Coco, na której płakaliśmy całą trójką 😉
  • ulubione zabawki – każde dziecko może zabrać w podróż kilka rzeczy do swojego plecaka. Zwykle to są figurki, u Maksymiliana również Lego, u Hani maleńkie pieski z trampoliną i huśtawką. W czasie podróży wiele razy dzieci wymieniały się zabawkami, wymyślały wspólne historyjki lub zabawy w zupełnie nowych konfiguracjach. Sama bardzo lubię oglądać to, co powstaje w głowach dzieci, gdy do dyspozycji są różne figurki. Oczywiście w plecaczkach znalazły się też takie rzeczy, których nikt inny nie chciał dotykać. U Hany to cały zestaw notatników i długopisów, u Maksymiliana gadający bocian. Warto pamiętać o tym, jak ważne jest unikanie zmuszania dziecka do dzielenia się swoimi zabawkami. Każdy ma święte prawo odmówić.
  • gra Story Cubes – gra, która daje nieskończone możliwości. Mamy aktualnie trzy wersje tej gry: Kości Opowieści, Baśnie, Podróże.
  • zabawki dla Oleny – książeczki, figurki, gryzaki, klocki – miałam dla niej całe pudełko z zabawkami, które wymieniałam tak, aby nie pojawiła się nuda.

Tych kilka rzeczy, jeśli są kreatywnie wykorzystywane, może zainteresować dziecko na długi czas. Po obejrzeniu Coco spędziliśmy mnóstwo czasu na zastanawianiu się na tym, jaki mógłby być dalszy ciąg tej historii, nauczyliśmy się wspólnie kilku hiszpańskich słówek, które później wypłynęły w restauracji czy sklepie. Polecam szukanie możliwości do budowania więzi i wiedzy w czasie takiej wyprawy.

Jak często przerwy?

Zwykle przerwy są na żądanie oraz co półtorej godziny. Bez względu na to, czy tylko jedna osoba idzie do toalety (lub czy Mirek tankuje samochód), każdy wychodzi z samochodu, aby rozprostować kości, przejść się, zaczerpnąć świeżego powietrza. Zwykle, nawet podczas krótkich postojów, robimy wyścigi, dzięki którym można się wybiegać, poszaleć, rozładować energię.

Czy lepiej podróżować w dzień czy w nocy?

Wiele osób zawsze dziwi się nam, że chcemy pokonywać trasy samochodem w dzień, a nie w nocy. W moim odczuciu noc wcale nie jest taka dobra dla nikogo. Kierowca i tak później musi wypocząć, wyspać się. Ja sama nie mogłabym spać – martwiłabym się, że Mirek zaśnie przy kierownicy. A dzieci? Kilka godzin snu w fotelikach nie brzmi jak dobry pomysł dla małego kręgosłupa.

Podróż w ciągu dnia jest okazją do rozmów, wymyślania zabaw, wygłupiania się. Przede wszystkim jednak pozwala na robienie regularnych przerw i na spokojny, zdrowy wypoczynek w łóżku w nocy właśnie. A ile pięknych miejsc zobaczyliśmy po drodze!


Na zdjęciach malownicze miasteczko Dinkelsbühl.

Dodaj komentarz