Projekt Zdrowie | Kolejny poziom wtajemniczenia w zdrowie | Moje ulubione pomoce wspierające biohacking
Jedną z najważniejszych rzeczy, które zrobiłam w ostatnich latach, była realizacja mojego osobistego Projektu Zdrowie. Pamiętam mnóstwo momentów, w których obiecywałam sobie, że w końcu zacznę ćwiczyć, więcej się ruszać, jeść bardziej świadomie. Może odstawię słodycze? Może dowiem się, dlaczego moja skóra reaguje tak gwałtownie na każdy kęs dobrej, pszennej bagietki? A może zacznę się wysypiać, nie będę tak dużo siedzieć, może nawet zacznę biegać zamiast snuć się z miejsca na miejsce. Zanim zaczęłam realizować Projekt Zdrowie, przez kilka dobrych lat obiecywałam sobie, że od poniedziałku, od nowego miesiąca, po nowym roku, po urodzinach zadbam o siebie bardziej. Wiele rzeczy chciałam włączyć w codzienność. W dzisiejszym odcinku Podcastu o psychologii zapraszam do rozmowy o tym, co może wesprzeć w pracy nad zdrowiem.
Pomoce wspierające biohacking, o których wspomniałam w tym odcinku:
* w tym tekście znajdziesz kilka linków afiliacyjnych. jeśli dokonasz zakupu polecanych przeze mnie produktów, mogę otrzymać malutką prowizję od sprzedawcy. cena pozostanie dla Ciebie niezmieniona 🙂 Dziękuję za wsparcie!
- Kołdra obciążeniowa
- Opaska obciążeniowa na oczy
- Mata do akupresury
- Masażer elektroniczna bańka chińska
- Kasetka na suplementy
- Smartwatch
Odcinki podcastu, do których odsyłam w tym odcinku:
- Jak zmotywować się do ćwiczeń?
- Dieta dla zdrowia psychicznego
- Filary zdrowia psychicznego
- Jak przekonać rodzinę do zdrowych zmian
Posłuchaj podcastu Projekt Zdrowie | Kolejny poziom wtajemniczenia w zdrowie | Moje ulubione pomoce wspierające biohacking
To już trzeci sezon mojego podcastu. Możesz spodziewać się kolejnych nagrań w każdy poniedziałek. Mam wielką nadzieję, że spodobają Ci się tematy, które przygotowałam. Zostawiam też poniżej link do podcastowych playlist – podzieliłam odcinki na kategorie tematyczne.
Możesz posłuchać podcastu też tutaj:
Transkrypcja odcinka
Jedną z najważniejszych rzeczy, które zrobiłam w ostatnich latach, była realizacja mojego osobistego Projektu Zdrowie. Pamiętam mnóstwo momentów, w których obiecywałam sobie, że w końcu zacznę ćwiczyć, więcej się ruszać, jeść bardziej świadomie. Może odstawię słodycze? Może dowiem się, dlaczego moja skóra reaguje tak gwałtownie na każdy kęs dobrej, pszennej bagietki? A może zacznę się wysypiać, nie będę tak dużo siedzieć, może nawet zacznę biegać zamiast snuć się z miejsca na miejsce. Zanim zaczęłam realizować Projekt Zdrowie, przez kilka dobrych lat obiecywałam sobie, że od poniedziałku, od nowego miesiąca, po nowym roku, po urodzinach zadbam o siebie bardziej. Wiele rzeczy chciałam włączyć w codzienność:
- chciałam więcej ćwiczyć, ba, chciałam w ogóle ćwiczyć – na mojej liście celów od wielu lat wisiały takie rzeczy jak stanie na rękach, udział w maratonie, regularne chodzenie na siłownię czy chodzenie na jogę. Te wszystkie marzenia wydawały się wtedy zupełnie nierealne, bo przecież ja głównie siedziałam.
- chciałam się lepiej odżywiać – od zawsze interesował mnie zdrowy styl życia, ale widziałam jak na dłoni swoje niezdrowe nawyki i skłonność do podjadania. Czułam, że w tym wszystkim nie ma sensownego rytmu – śniadania niewiele mi dawały, bo w tamtym czasie jadłam niezbyt zdrowo rano, czasem nie jadłam wcale. Kolacje często były bardzo obfite i jedliśmy je dość późno, po czym po prostu odpoczywaliśmy.
Te dwa cele były dla mnie najważniejsze, ale miałam wrażenie, że między moim planem a moim tu i teraz jest ogromna przepaść. Jak zmotywować się do ćwiczeń, jeśli ja nienawidzę ćwiczyć, męczyć się, pocić? Jak poukładać zdrowe odżywianie, jeśli mam poczucie, że zupełnie nie mam na to czasu? Co zrobić, jeśli moje myśli zaprząta to, co muszę, chcę i potrzebuję zrobić z moimi dziećmi – nie ustalanie treningu. Co zrobić, jeśli wolę wykorzystać w 100% dodatkową godzinę na pracę, którą udało mi się znaleźć – nie na zjedzenie porządnego posiłku.
A teraz jestem tutaj – w zupełnie innym miejscu w życiu. Moja najmłodsza córka wychowała się w pewnym sensie na Projekcie Zdrowie i dziś wiem, że opisałaby mnie przede wszystkim w taki sposób: moja mama kocha sport. Kiedy myślę o tym, nie mogę się nadziwić, jak długą drogę przebyłam i jak stopniowo zasypywałam przepaść między mną snującą marzenia o zdrowszej przyszłości oraz mną realizującą te wszystkie plany.
O tym, jak działać skuteczniej i zadbać o swoje zdrowie, napisałam w moim ebooku Projekt Zdrowie – oczywiście podlinkuję go w opisie tego odcinka i na mojej stronie. Dziś chciałabym opowiedzieć Ci o kilku rzeczach, które pozwoliły mi nie tylko ruszyć z miejsca, ale też stopniowo wchodzić na kolejne poziomy wtajemniczenia w mój osobisty Projekt Zdrowie.
[PRZERWA MUZYCZNA]
Może i Ty jesteś na tym etapie, na którym ja byłam kilka lat temu? Może wciąż zaczynasz wszystko od nowa, próbujesz zrealizować plany, ruszyć z treningami, ograniczyć siedzący tryb życia i jeść zdrowo? Może potrafisz zrobić listę niezdrowych nawyków, które chcesz wyeliminować i naprawdę czujesz, że te zmiany wpłynęłyby na poprawę jakości Twojego życia? Tak naprawdę nikt nie musi Ci tłumaczyć, że warto się wysypiać czy więcej ruszać? Może doskonale wiesz, że masz wciąż spięte plecy i wybierasz niezbyt zdrowe pozycje podczas pracy? Znów nadchodzi poniedziałek, a Ty postanawiasz sobie, że od teraz wszystko się zmieni. Przychodzi środa, a Ty masz poczucie porażki, bo… poniosłaś porażkę. Nic nie zmieniłaś, nie zrealizowałaś planu.
Zastanawiałaś się kiedyś, ile razy jeszcze spróbujesz? Czy kiedyś nadejdzie taka chwila, że pożegnasz się ze swoimi marzeniami i pomysłami na bardziej SWOJE życie? Pogodzisz się z tym, że Twoja codzienność nigdy nie będzie taka, jak sobie wyobraziłaś? Co będzie dla Ciebie ostatecznym argumentem, który przeważy i sprawi, że już nie będziesz więcej próbować?
Sama się nad tym kiedyś zastanawiałam. Stwierdziłam, że jeśli przyjdzie taki czas, w którym raz na zawsze skończę z podejmowaniem kolejnych prób, wytłumaczę sobie to w taki sposób:
Mam dzieci i poświęcam się ich wychowaniu. Nie mam aż tyle czasu dla siebie, mam co robić. – Tak to mocny argument. Mam dzieci, więc nie założę wymarzonego biznesu. Mam dzieci, więc nie mam jak chodzić na randki z mężem. Mam dzieci, więc nie mogę wypić ciepłej kawy. Mam dzieci, więc nie mogę ćwiczyć. Wychowywanie dzieci to wielkie wyzwanie i są takie okresy, w których najważniejsze jest wysypianie się a nie trening na siłowni. W pewnym jednak momencie trzeba zastanowić się nad tym, jaki obraz człowieka-rodzica-kobiety budujemy w głowie naszego dziecka nie robiąc tych różnych rzeczy dla siebie. Mogę powiedzieć do moich córek: “Możesz osiągnąć w swoim życiu cokolwiek chcesz, możesz stać się, kimkolwiek chcesz”. Tak naprawdę mogę powiedzieć do nich wszystko. Jednak pojawia się pytanie: czy one w to w ogóle uwierzą? Czy będą w stanie uznać, że to prawda, jeśli na co dzień widzą mamę, która wcale nie żyje tak, jak chce? Uświadomienie sobie tego było dla mnie ważnym momentem w pracy nad sobą.
Teraz Ty zastanów się nad tym, jaki argument mógłby kiedyś Cię przekonać do rezygnacji z kolejnych prób. Dzieci, brak czasu, wyzwania w pracy, brak wsparcia bliskich?
Bez względu na to, co dziś utrudnia Ci działanie, weź pod uwagę jedną z kluczowych zasad, które opisałam w e-booku Projekt Zdrowie. Twoim zadaniem nie jest zrealizowanie wielkiego spektakluarnego planu od razu. Twoim zadaniem jest wejście na kolejny poziom wtajemniczenia w Projekt Zdrowie. Zamiast tworzyć hiper-ambitne plany, pomyśl o tym, co będzie kolejnym krokiem, kolejnym poziomem wtajemniczenia.
- jeśli w ogóle nie ćwiczysz, ten rok, miesiąc, półrocze może być czasem, gdy po prostu uruchamiasz swoje ciało częściej niż do tej pory – może jeszcze nie jesteś na etapie ćwiczeń na siłowni kilka razy w tygodniu. Na razie starasz się robić więcej kroków w ciągu dnia.
- jeśli nie jesz zbyt zdrowo, kolejnym stopniem wtajemniczenia będzie wprowadzenie zdrowych śniadań, które dadzą Ci energię. Może postanowisz, że ograniczysz byle jakie słodycze, ale za to w restauracji nie pogardzisz pysznym sernikiem z sosem z marakui. Może do seansu filmowego wybierzesz kruche marchewki zamiast paczki chipsów.
- jeśli nie dbasz o swoją skórę, kolejnym stopniem wtajemniczenia będzie włączenie w pielęgnację kremów z filtrem. A może dowiesz się, jak wzmacniać barierę ochronną skóry?
Zamiast perfekcji, kolejny poziom, kolejny stopień. Powolne, ale bardzo skuteczne i trwałe zasypywanie przepaści między Tobą dziś a Tobą w zdrowszej wersji.
Projekt Zdrowie, czyli mój bestsellerowy e-book, stworzyłam kilka miesięcy temu. W tym czasie otrzymałam mnóstwo pytań o to, co pomaga mi w codziennych działaniach. Stwierdziłam, że to dobry moment na zrobienie małego podsumowania. Ostatnie lata były dla mnie czasem wielkich zmian. Na każdym etapie pojawiały się nowe pomysły i rozwiązania, które ułatwiły mi realizowanie celów. Niektóre rzeczy są ze mną od dawna, inne są nowym nabytkiem. Niektóre to moje prezenty urodzinowe, a inne to rzeczy, na które postanowiłam odłożyć. Projekt Zdrowie doprowadził do tego, że gdy dziś mam ochotę na zrobienie czegoś dla siebie, wybieram to, co przyniesie zdrowotne efekty i sprawi, że będę mogła niedługo wskoczyć na kolejny poziom wtajemniczenia. Zaczynajmy!
- SmartWatch – to, co jest mierzalne, mamy szansę zmienić – ta zasada bardzo do mnie przemówiła. Zanim zaopatrzyłam się w taki zegarek, nie miałam tak naprawdę świadomości tego, gdzie fizycznie jestem. Ruszam się, ale ile robię kroków dziennie? Jak długo ćwiczyłam i jaki to był trening? Skuteczny? Mam bardzo analityczny umysł o chociażby dlatego brak podstawowych informacji o treningach, krokach, przespanych godzinach, jakości snu – nie miałam punktu odniesienia, nie miałam się o co zaczepić, aby zrobić krok dalej. Smartwatch stał się dla mnie podstawowym źródłem informacji, na podstawie których mogę korygować swoje działania, stawiać cele, iść dalej. Kiedy dziś patrze na moje statystyki widzę wyraźnie, że na początku mojego Projektu Zdrowie robiłam około 2 000 kroków dziennie (dziś to około 15 000), spałam poniżej 6 godzin na dobę (dziś ten sen to zawsze 7 godzin i jest o wiele bardziej jakościowy). Informacja o tym, jak jest pozwoliła mi stopniowo wprowadzać kolejne zmiany w nieprzypadkowy sposób.
- Kołdra obciążeniowa – to jedna z moich ulubionych rzeczy w domu. O kołdrze pisałam też w mojej książce Rodzic najlepszy pod słońcem, kiedy zachęcałam czytelników do wykorzystania jej w dziecięcym pokoju. Oczywiście dla osoby dorosłej kołdra obciążeniowa również może być ogromnym wsparciem. Kołdry są wykonane z materiału cięższego niż standardowe nakrycia. Jej ciężar dopasowujemy do ciężaru ciała osoby, która ma pod nią spać. Tak dobrana kołdra wywiera głęboki nacisk na receptory w naszym ciele, wywołując odczucie odprężenia. Uwalniają się hormony snu i szczęścia oraz regulowane jest działanie hormonu stresu. Spanie pod taką kołdrą daje poczucie otulenia, bezpieczeństwa, spokoju. Dla mnie to coś wspaniałego. Nie śpię pod kołdrą obciążeniową zawsze, najczęściej w weekendy, ale też sięgam po nią wtedy, gdy mam bardziej stresujący czas lub czymś się martwię. Choć myśli nadal mi towarzyszą, ciało dostaje wspierające odczucia i jest bardziej skłonne do walki z tym, co trudne.
- Opaska obciążeniowa jest produktem z tej samej rodziny, co kołdra obciążeniowa. Również stymuluje głęboki nacisk, ale jej działanie dotyczy przede wszystkim głowy. Umieszczam ją na oczach i w taki sposób relaksuję się przez pewien czas. W ostatnich kilkunastu miesiącach zwracam szczególną uwagę na zdrowie moich oczu i na dbanie o to, aby radzenie sobie ze stresem dotyczyło różnych technik i metod. Opaska wpływa na oba te cele. Z jednej strony taki relaks stymuluje czucie głębokie, a to znów jest jak terapia dla układu nerwowego. Uwalniają się hormony szczęścia, regulowany jest kortyzol. Z drugiej strony przeciążone oczy otrzymują swoją dawkę odprężenia.
- Kasetka na suplementy – to jedna z rzeczy, która bardzo ułatwiła mi pilnowanie nawyków. Suplementy są częścią mojego Projektu Zdrowie od samego początku. Poukładanie sobie ich sprawiło, że pozbyłam się (mam nadzieję, że na zawsze) ogromnych problemów ze skórą twarzy. Problemem oczywiście może być przyjmowanie ich wtedy, kiedy trzeba oraz regularnie. Rozwiązanie okazało się bardzo proste. Kupiłam kilka zestawów pojemniczków na leki, które zwykle można znaleźć u osób, które regularnie przyjmują leki. Raz na jakiś czas zasiadam do stołu i zapełniam pojemniczki tak, aby mieć na każdy dzień już wybrane suplementy. Gotowe. Nie trzeba już każdego dnia podejmować decyzji, odkręcać słoiczki, sprawdzać, czy wszystkie zaplanowane kapsułki zostały wzięte. Przyjmowanie suplementów trwa 10 sekund. Dziś już nie muszę przypominać sobie o nich – otwieram szafkę i wyjmuję pojemniczki. Jednak na początku mojej drogi kasetka była najczęściej przy kubku na poranną kawę. W zasięgu wzroku tak, abym nie musiała rano o niej pamiętać.
- Mata do akupresury – uprzedzam, to boli. Na szczęście boli tylko na początku, a po kilku minutach leżenie na kłującej macie jest czystą przyjemnością. Zaczęłam z niej korzystać, bo zauważyłam, jak bardzo moje plecy dają mi znać o stresie, trudnościach, zmęczeniu. Zwykle to właśnie poczucie ciężaru spoczywającego na barkach jeszcze bardziej mnie męczyło. Gdy dzieje się w moim życiu coś trudnego, mam wrażenie, że noszę kilka dodatkowych kilogramów – jak ciężki plecak. Mata okazała się wybawieniem. Kłujące igiełki rozluźniają napięte mięśnie, a cały seans z matą jest idealnym przygotowaniem do snu. Dla mnie to doskonały relaks – włączam sobie film, kładę się na macie w samej bieliźnie (moja skóra już dobrze reaguje na bezpośredni kontakt z kolcami) i odciążam swoje ciało. Stosuję ją profilaktycznie, gdy nic złego się nie dzieje, a już na pewno stosuję ją wtedy, gdy mam trudny czas. Oczywiście kupiłam ją dla każdej osoby w rodzinie 😉
- Elektroniczna bańka chińska – wieloletni siedzący tryb życia odcisnął swoje piętno na moim ciele. Słabsze mięśnie to jedno. Druga sprawa to nieprawidłowe krążenie limfy, nad którym przez pewien czas pracowałam z fizjoterapeutą. Drenaż limfatyczny to cudowne rozwiązanie, jednak dla mnie cotygodniowe wizyty okazały się nierealne. Kiedy zaczęłam szukać bańki chińskiej, nie widziałam innej opcji – albo znajdę jakąś alternatywę, albo na razie muszę się pożegnać z rozwiązywaniem tego problemu. Jednym słowem: uwielbiam. Wybrałam elektroniczną bańkę przede wszystkim dlatego, że te zwykłe, gumowe wydawały mi się zbyt męczące w użyciu 🙂 Podczas masażu tą bańką wykorzystujemy terapeutyczne światło czerwone oraz opcję podgrzewania. Bańka świetnie zasysa i pozwala na głęboki drenaż. Plus tego jest taki, że mogę bardzo regularnie, w domowym zaciszu i o dowolnej porze pracować nad nogami i brzuchem.
A na koniec mój ukochany sposób: zamontowałam sobie na bieżni stolik na laptopa i robię spokojny marsz podczas czytania materiałów, planowania podcastów, a nawet pisania maili. To jedna z najważniejszych rzeczy, jakie zrobiłam w ostatnich miesiącach.